Po tym jak usłyszałam o szalejącym po lasach duchu, stwierdziłam pójść i się przekonać kim jest "duch". Gdy weszłam do lasu usłyszałam wycie. Już wiedziałam i chciałam tam pobiec, gdy nagle coś rzuciło się na mnie.
-Meuritier?!
W odpowiedzi usłyszałam ten sam śmiech co 900 lat temu.
-Poj****o cię?! Mówiłam że duchy mają zakaz wstępu na tereny.
-Ale ja już nie jestem duchem.Zobacz. Możesz mnie dotknąć i usłyszeć mój głos, a nie zawodzenie. Widać mnie w kałuży. Ale nie możesz mnie zabić-zaśmiała się.
-Szkoda-mruknęłam trochę wściekła, a trochę przerażona.
-Więc widzisz. Mogę zrobić wszystko, a ty nie możesz mnie ukarać.
-Stałaś się demonem. Mogłem się tego po tobie spodziewać. Część z nas została bogami. Część założyła rodziny. A część...
-Wybrała najlepszą opcję.
-O co ci chodzi? Po co tu przyszłaś?!-wyciągnęłam srebrny sztylet. Nie mogę jej zabić, ale to powinno ją ostudzić.
-Przecież wiesz. Zawsze dlatego wracam. Jesteś podopieczną Hete i Moona. Najsilniejszej pary.
-Co przez to rozumiesz?-Meuritier zbliżyła się niepokojąco blisko.
-Dołącz do nas. Zostaniesz najwyższą. Ale musisz porzucić to życie.
Nie wytrzymałam. Rzuciłam się na nią. Ona odparła atak i powiedziała tylko:
-Trzymaj ten pakunek. Gdy się namyślisz przyjdź tutaj.
Poszłam do swej jaskini i spojrzałam w pakunek:
kolorowe flakony.
I myśląc o Meuritier zasnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz